www.koltowski.org

9:19 Wtorek
28 Listopad 2006

Historia Betiny

Betina przyszła na świat dnia 2 czerwca 2001 roku. Chwila ta - niewątpliwie bardzo ważna dla niej uszła niestety mej uwadze, gdyż w tym czasie zajęty byłem swoimi sprawami i nawet mi do głowy nie przyszło, że gdzieś tam w świecie może właśnie rodzić się mój pies. Napisałem "gdzieś tam w świecie", bo Betina urodziła się na Słowacji. Hodowla, która stała się początkowo domem mojej suczki nazywa się White Silence, czego nie trudno się domyślić po przydomku Betiny. Natomiast nie wszyscy wiedzą, że właścicielem hodowli jest pan Stanislav Hankowsky. Jeśli ktoś chce, to mogę podać telefon do niego - będzie mógł sobie sprawdzić, czy piszę prawdę ewentualnie kupić sobie malamuta.

Jak to się stało, że Betina trafiła do nas? Do dziś zupełnie nie wiem, jak to się mogło stać. Oboje - ja i moja małżonka - byliśmy zawsze zgodni, że chcemy w przyszłości mieć psa. Jednakże przyszłość ta była bliżej nieokreślona, stąd wcale nie zastanawialiśmy się nad wyborem rasy i odpowiedniej hodowli. Pochopne kupowanie psa jest czynem karygodnym i może się zemścić na lekkoduchu szybciej niż lekką ręką zakupiony szczeniak zdąży nauczyć się załatwiać swoje potrzeby na trawniczku. Niemniej jednak muszę przyznać się do poważnego błędu. Jedynym dla mnie usprawiedliwieniem może być moja ignorancja - o ile ignorancja może być jakimkolwiek usprawiedliwieniem. Przyznaję się i biję się w piersi. Kupiłem Betinę bardzo pochopnie! Bogu dziękuję, że nie ukarał mnie za ten czyn, gdyż kara należała mi się sroga. Przekonałem się o tym jednak dopiero znacznie później - gdy obszary mej ignorancji, dzięki kilku niezwykle mądrym osobom oraz mądrym książkom, uległy niejakiemu zawężeniu. Podziękowania będę zanosić do końca mego życia również za to, że jednak kupiłem Betinę, bo okazała się być najlepszym zakupem naszego dotychczasowego małżeństwa (w rankingu najbardziej udanych zakupów rodzinnych Betina deklasuje pralkę i zmywarkę do naczyń).

Tu należy się pewnie czytelnikowi trochę wyjaśnień. Czyn mój był pochopny i karygodny, bo miast uprzednio zastanowić się nad najbardziej odpowiednią rasą dla naszej rodziny i nad wyborem odpowiedniej hodowli, kupiłem psa (za niepewną zgodą małżonki) na targu z bagażnika od zupełnie obcego człowieka. Nie wiem, czy jest na świecie drugi taki szczęściarz jak ja, bo tym sposobem udało mi się sprowadzić do domu źródło nieustannej radości i niezwykłych przeżyć. Śmiać mi się chce z siebie, a jednocześnie ręce załamywać nad sobą, gdy sobie przypomnę, że jedynym, co w czasie zakupu Betiny wiedziałem o malamutach było to, że są one tak jak Husky psami zaprzęgowymi lecz są od nich mniejsze (dla niewtajemniczonych - z tą wielkością to oczywiście nieprawda, ale skąd ja miałem wtedy o tym wiedzieć). Można by się jeszcze długo rozwodzić nad mą lekkomyślnością i jednocześnie szczęściem lecz poprzestanę na tym, by nie zanudzać Szanownego Czytelnika. Dość że któregoś przepięknego, sierpniowego popołudnia zawitał do domu naszych teściów (akurat ich odwiedzaliśmy) przepiękny szczeniaczek. I od tego czasu cały nasz świat stanął na głowie.

Musieliśmy się bardzo dużo nauczyć. Zarówno my jak i Betina. Gdyby nie Zosia Mrzewińska, która pokazała nam, jak rozmawiać trzeba z psem, skończylibyśmy nieomylnie w wariatkowie, a nasze psisko trafiłoby do psiego domu poprawczego. Dzięki wielkie należą się jej po wsze czasy! Więcej na temat naszej wspólnej nauki można znaleźć w sekcji dotyczącej szkolenia.

  1. Copyleft 2008 by Michał Kołtowski
    All rights reversed